Risk założyły w 2011 r. dwie przyjaciółki - Antonina Samecka i Klara Kowtun. Jest odzwierciedleniem ich gustów, przekonań i podejścia do życia. Wszystkiego, co jest dla nich ważne - od kultury, świetnego designu, przez przyjemność użytkowania go, po wspieranie lokalnego rzemiosła i szacunku dla planety.
„W produkcji maksymalizujemy dbałość o środowisko. Łączymy się z partnerami, którzy - tak jak my - wierzą w zrównoważony rozwój, korzystają z energii odnawialnej, minimalizują zużycie wody oraz emisję CO2, a także dbają o właściwe warunki pracy w swoich firmach. Co do etyki w modzie, jesteśmy w 100% zgodne. W temacie projektowania każda z nas ma jednak swoją unikatową specjalność” - mówi Klara. „Ja kocham dobre, stare, precyzyjne krawiectwo, w które mało komu chce się dziś bawić, a które sprawia, że nasze projekty leżą genialnie nie na wyretuszowanych sylwetkach, ale na prawdziwych ludziach z krwi i kości, na różnych figurach i wzrostach.” Antonina uwielbia przekładać kulturowe opowieści na kolekcje i wierzy w ideę comfort clothes. Zawsze dąży do tego, by ubrania Riska - jak comfort food - poprawiały nastrój, przywoływały dobre wspomnienia, a najchętniej kulturowe skojarzenia. „Dla nas ubranie składa się z trzech rzeczy: komponentów, sposobu, w jaki jest zrobione i tego, jak ty się w nim czujesz” - mówi Antonina.
Komponenty
Komponenty
Nasza obsesja na punkcie projektowej perfekcji przekłada się na wszystko - najbardziej lubimy na starcie słyszeć, że się „nie da” i wymyślać rzeczy, których jeszcze nikt nie zrobił. Jest trudno - znaczy, że będzie ciekawie. Uwielbiamy prototypować - zaprojektować własne guziki, suwaki, printy. Kolory opracowujemy z myślą o jasnych, słowiańskich karnacjach, bo jeśli coś sprawia, że blada cera wygląda pięknie, to na opalonej też zawsze zagra. Często projektujemy materiały i ich składy od zera. Wielu partnerów specjalnie dla nas zmienia je, by były bardziej przyjazne środowisku. Wprowadzają ekologiczne przędze, modyfikując procesy produkcyjne. Kiedy korzystamy z gotowych tkanin i dzianin, wybieramy takie, które są trwałe i nadają się do projektowania ubrań, w których chce się chodzić w nieskończoność. Staramy się, by były możliwie najlepsze dla planety. Używamy biodegradowalnych materiałów, wiskoz ze zrównoważonej produkcji, wełen, lnów ale też recyklingowanego poliestru, cupro, certyfikowanego Tencelu (EcoCert, Ecolabel, USDA), czy organicznej bawełny (GOTS). Nasze materiały produkowane są w Polsce i innych krajach europejskich. Przędze pochodzą w większości z Austrii, Portugalii, Hiszpanii i Turcji. Mamy obsesję na punkcie detalu - nawet w kwestii nici. Bo do bardzo eleganckich rzeczy, które dla swobody ruchów często są u nas elastyczne, stosujemy nici 2 razy droższe niż standardowe rynkowe. Takimi samymi szyje się stroje reprezentacji piłkarskich.
W temacie projektowania każda z nas ma swoją unikatową specjalność.
Jak to robimy?
Jak to robimy?
Dobra konstrukcja to nasza obsesja. Zamiast na nieruchomym manekinie, wszystko mierzymy na realnych osobach, które testując nasze rzeczy nie stoją wyprostowane, tylko chodzą, skaczą, garbią się, schylają - robią to wszystko, co się robi w ubraniu w codziennym życiu, a nie tylko w pracowni krawieckiej. Testerki mają od 158 do 180 cm wzrostu i bardzo zróżnicowane sylwetki. Wiemy, że zrobiłyśmy naprawdę dobrą robotę, jeśli dana konstrukcja leży świetnie na wszystkich. Efekt? Zwykle bierzesz do przymierzalni 10 rzeczy i pasuje może jedna, dwie. W Risku na 10 ubrań - 10 jest dobrych. No, może 9 ;)
Jak Ty się czujesz?
Jak Ty się czujesz?
"Zawsze mówimy, że projektujemy nie tylko ubranie, ale doświadczenie noszenia tego ubrania" - mówi Antonina. Mamy swoje sprawdzone triki, które sprawiają, że sylwetka wygląda genialnie, całość jest szykowna, a człowiek ma wrażenie, że jest w wygodnym, niekrępującym ruchów dresie. Polska to zagłębie niesamowitych fachowców, którzy pracują dla największych domów mody z Europy i USA. „W naszej ekipie konstruktorów, techników i technologów są osoby, które zaczęły pracować w zawodzie, zanim ja się urodziłam. Wszyscy wierzymy w świetne wykonanie i stare, dobre krawiectwo” - mówi Klara Kowtun.
To, że w Risku jest Ci wygodnie, wynika jednak nie tylko z naszego podejścia do konstrukcji, mamy jeszcze jeden sekret. Antonina ma ultrawrażliwą skórę, więc każdy materiał przechodzi jej surowy test. „Kiedy projektanci przynoszą jakiekolwiek próbki - czy to bawełna, Tencel, cupro, wiskoza czy wełna - wiedzą, że choćby to był najpiękniejszy splot, wzór czy genialna jakość - jeśli drapie, nigdy nie wejdzie do naszej kolekcji” - mówi Antonina. Ciągle poszukujemy nowych materiałów, które, jak wspomniane Tencel i cupro, są wygodne w noszeniu i dbają o komfort skóry.
Lubimy na starcie słyszeć, że się "nie da"
i wymyślać rzeczy, których jeszcze nikt nie zrobił.
Lokalne smaki
Lokalne smaki
Niekiedy do powstania kolekcji inspiruje nas materiał, a czasami poglądy (kolekcja żydowska czy bajkowy print Dreamworld, który powstał na bazie map świata) - ale najbardziej lubimy na nowo opowiadać o tym, co lokalne i najbliższe nam samym. Warszawski śnieg zimą, który jest naszym zdaniem najpiękniejszy na świecie, kwiaty z polskiej łąki naszego dzieciństwa czy łowickie etno z Mazowsza. Wiemy, że to, co znamy i czujemy lokalnie, to, co jest dla nas bardzo osobiste, sprawia, że wpadamy na pomysły, których nikt nie może mieć w Paryżu, czy w Nowym Jorku, bo nie widzi tego, co my. Dzięki temu wiele osób mówi o naszych ubraniach: “to takie moje”, a inni - “nigdy czegoś takiego nie widziałem”;)
Warszawska baza
Warszawska baza
Nasz butik mieści w tym samym budynku, co studio projektowe. W centrum Warszawy (ul. Szpitalna 6a), ale nie przy głównej ulicy, tylko w podwórzu, na terenie dawnej fabryki czekolady. Zawsze odkryjesz tu coś nowego - nie tylko ubrania, ale też tajemnicze historie autorstwa Piotra Płoskiego (studio smallna), który projektował wnętrze sklepu. Jest tu m.in. steampunkowa „lada recepcyjna” zrobiona z wrot francuskiej fabryki, monstrualna obrotowa instalacja świetlna z lamp vintage, dziobu samolotu Cessna, który przyleciał do nas z USA i nadajników radiolokacyjnych z francuskiego lotniska. Do sypialni na antresoli, gdzie możesz się położyć i odpocząć z herbatą lub kieliszkiem prosecco prowadzą geometryczne, esherowskie schody. Wpadanie do nas jest chyba uzależniające, bo jest sporo osób, które spotykamy tu co tydzień.
Na Szpitalną zapraszamy jednak nie tylko na zakupy. Regularnie odbywają się tu koncerty, warsztaty szycia czy projektowania, a także spotkania z ludźmi sztuki, kultury i nauki. Gościliśmy m.in. filozofa prof. Tadeusza Gadacza, scenografa Borisa Kudličkę, pisarzy: Tessę Capponi-Borawską, Agnieszkę Drotkiewicz, Sylwię Chutnik i Marka Bieńczyka, muzyczne Trio Strio czy dyrygenta Opery Narodowej Łukasza Borowicza.
Najbardziej lubimy na nowo opowiadać o tym,
co lokalne i najbliższe nam samym.
Jak zaczynałyśmy?
Jak zaczynałyśmy?
Pomysł był prosty. „Pracowałyśmy w prasie kobiecej i kiedy po raz kolejny redagowałyśmy dział mody, zauważyłyśmy, że obok trencza czy małej czarnej pojawił się nowy, niedoceniany klasyk - szara bluza z kapturem. Same miałyśmy w szafie po kilka egzemplarzy. Postanowiłyśmy wtedy połączyć klasyczne hoodie z wszystkimi krojami kojarzonymi z niewygodą - garniturami, ołówkowymi spódnicami, frakami czy wieczorowymi sukniami do samej ziemi” - wspomina Antonina. „Wszystko szyłyśmy z melanżowej dresówki w charakterystycznym odcieniu optycznej szarości. „Takie założenia wymagały znalezienia bardzo sprawnych współpracowników: krawcowych i konstruktorek, które nigdy wcześniej nie szyły eleganckich rzeczy z elastycznych dresów i razem z nami wymyślały zupełnie nowe patenty na połączenie wygody i szyku. Kluczowe były szwalnie, które zrozumieją nasze potrzeby i będą chciały zainwestować w odpowiedni sprzęt. Wtedy na rynku zakłady specjalizowały się w szyciu albo sportowych dresów, albo eleganckiej konfekcji. My potrzebowałyśmy wszystkich kompetencji naraz. Razem z lokalnymi dziewiarniami opracowywałyśmy też zupełnie nowe składy szarych dzianin, które będą zachowywały się jak jedwab, wełna czy inna potrzebna nam jakość. To nas nauczyło podejścia: „nie ma, że się nie da” - tłumaczy Klara Kowtun.
„Najlepsza rzecz, jaką zrobiłyśmy z szarego dresu? Kolekcja inspirowana stylem Leopolda Tyrmanda. Premierę miała na wykuratorowanej przez nas wystawie o pisarzu w warszawskim Muzeum Literatury” - wspominają dziewczyny. Zauważyły ją zachodnie edycje Vogue’a (wtedy jeszcze nie było polskiej), film reklamowy Kuby Łubniewskiego z muzyką Marcina Maseckiego zdobył nagrodę za art direction na Mercedes Benz Bokeh Fashion Film Festiwal w Cape Town. Nasz podniebny pokaz mody tyrmandowskiej na slacklinie - zawieszonej wysoko nad ziemią linie, obejrzało na żywo 1500 osób.